poniedziałek, 26 maja 2014

Ofiara trzech figur raz jeszcze

Nie zgadniecie do czego doprowadziły mnie studia...
Otóż kiedy zacząłem się uczyć do nadchodzącej sesji, po 2 latach nieprzerwanej obecności, z mojego biurka zniknęły szachy. Została szachownice, jednak bierki musiały udać się na kilkutygodniowe wygnanie do kasetki. Ale nie martwcie się, dostały one przepustkę, aby wziąć udział w analizie.

Tak więc oto przed wami obiecana ostatnio partia. Lepszy przeciwnik, lepsza obrona, większa stawka, ale wariant ten sam. I wynik też. Były to Mistrzostwa Polski Juniorów do 18 lat, ostatnie w których mogłem brać udział. Pojechałem zmotywowany, przygotowany psychicznie i merytorycznie. Po łatwym zwycięstwie w pierwszej partii, w drugiej zostałem dobrany do Mirka Lewickiego. Jak wiadomo, początek turnieju jest bardzo ważny i z takim nastawieniem przygotowywałem się do partii. Usiadłem do szachownicy w bojowym nastroju, jednak takiego przebiegu zdarzeń nawet ja się nie spodziewałem. Spójrzcie:





Kolejna szalona partia, w której wszystko postawiłem na jedną kartę. Ale co tam trzy figury mniej, skoro mat kończy partię. To Zwycięstwo rozeszło się tak wielkim echem, że zanim zdarzyłem wrócić z sali gry do pokoju, osoba idąca w przeciwnym kierunku gratulowała mi, pomimo, że partia nie była transmitowana na żywo w Internecie. Podejrzewam, że właśnie to zwycięstwo pozwoliło mi utrzymać świetny poziom przez cały turniej. Przegrałem tylko z GM Kamilem "Turystą" Dragunem, ostatecznie kończąc zawody na 7 miejscu przy 20 startowym. A Internet grzmiał, m. in. na forum szachowe.pl, tutaj link do tematu.

Jak pisałem, nauka mnie przycisnęła. W najbliższą sobotę będzie prawdopodobnie ostatnia przed wakacjami szansa, by osobiście zmierzyć się w pojedynku z Taktychenko. Turniej o puchar Rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, zapraszam serdecznie!

poniedziałek, 5 maja 2014

Analiza szachowej bajki



Na początek przepraszam Was i samego siebie, za tak długą ciszę tutaj. Różne są sytuacje, brakowało mi po trochu wszystkiego aby stworzyć coś ciekawego, mam nadzieję że dziś stanąłem na wysokości zadania. Troszkę więcej tekstu niż zwykle, a to dla maturzystów, którzy dziś zmagali się z egzaminem z języka polskiego.


...



Tygrys i Niedźwiedź rozsiadają się wygodnie w fotelach, starannie ustawiają drewniane bierki na szachownicy. Tygrys podrzuca pionki. Niedźwiedź spogląda na pomarańczowe, włochate łapy partnera i podejmuje decyzję. Wielki kot w prawej dłoni schował białego pionka. Szybko obracają szachownicę. Niedźwiedź drapie się po brodzie i już ma zaczynać rozgrywkę, gdy nagle…

Sam zobacz, naprawdę warto, poleca Kacper Polok:

  








Nie przejmuj się, że nie rozumiesz po rosyjsku, ja też nie rozumiem. Podobno najlepsze szachowe filmy są po rosyjsku, więc czemu szachowa bajka nie miałaby być?

Maturzyści dziś pisali maturę z języka polskiego, mieli do wyboru "Potop" lub "Wesele". Żeby nie było im smutno i ja postanowiłem przeanalizować pewne dzieło i niech to będzie ta bajka. "Masza i Niedźwiedź" (Ма́ша и Медве́дь) odc. 28, bajka, która moim zdaniem spokojnie może konkurować z oskarowym obrazem „Gra Geriego” (Geri’s Game). Rosyjska animacja, oprócz świetnego technicznie wykonania, równie świetnie oddaje klimat szachów i całą jego otoczkę. 

Przyjrzyjmy się po kolei: Tygrys i Niedźwiedź, dwoje dorosłych, chcą sobie spokojnie rozegrać partię szachową. Rozsiadają się w fotelach, ustawiają bierki, kiedy do pomieszczenia wpada dwójka głośnych dzieciaków – tytułowa Masza i Króliczek. No i jak tu grać w takim hałasie? Toż to niemożliwe. Sympatyczny Niedźwiedź bierze juniorów za fraki i delikatnie sugeruje aby opuścili domek. Smutna dziewczynka spogląda ciekawie spod różowego kapturka. Jak każde ciekawe świata dziecko nie mogła się oprzeć pokusie aby robić to co dorośli w jej otoczeniu, tym razem były to szachy, choć nie miała zielonego pojęcia o zasadach. Tygrys, uosobienie trenera odstępuje Maszy swoje miejsce i szybko pokazuje dziewczynce jak poruszają się figury. Juniorka oczywiście najbardziej upodobała sobie konika. I jak to w życiu bywa, dorosły zlekceważył młodą adeptkę królewskiej gry. Pełna pasji Masza coraz lepiej sobie radzi, a Niedźwiedź nie może się podnieść. Kolejna partia i kolejna, i dziewczynka ciągle wykańcza przeciwnika, za każdym razem konikiem i za każdym razem wykańcza rywala konikiem. 

„Skaczi skaczi mój koooń” – od kiedy pierwszy raz zobaczyłem tę bajkę, za każdym razem gdy biorę do ręki szachowego konika, słyszę w myślach głos malutkiej Maszy. A mała zawodczniczka, nie tylko Niedźwiedzia, ale później także Tygrysa okrutnie roztaktycza swoim konikiem. I znów nie trudno przeoczyć związek z realnymi szachami – pomarańczowy zwierzak wyśmiał swojego niedźwiedziego przyjaciela po porażce z „różowym kapturkiem”, a później sam musiał uznać jej wyższość. Hehe, Tygrys uznaje ‘wyższość’ malutkiej dziewczynki, no cóż,  zdarzają się i takie sytuacje. Szachy uczą pokory, w tym przypadku solidną lekcję odebrał Tygrys. Ja sam, mimo że dalej młody i zapalony do szachowej walki, powoli zaczynam się przekonywać o prawdziwej sile młodości w szachach. Usiada naprzeciwko mnie junior, 12-14 letni i jedyne czego chce, to dać mi mata. Co z tego że jest mały i ma mały ranking, skoro z ogromnym zapałem siada do szachownicy i szuka jakby tu mnie pokonać. Dokładnie tak jak ja kilka lat temu.  Szachy uczą pokory, w tym przypadku solidną lekcję odebrał Tygrys. Zwróćcie jeszcze uwagę na reakcje zawodników po wykonywanych posunięciach, bardzo podobne są do realnych zachowań w czasie prawdziwych partii szachowych. 

Zdenerwowany po niespodziewanej porażce Tygrys wychodzi z domku niczym zawodnik z sali gry i odczuwa nieodpartą ochotę odreagowania, fizycznego wysiłku. Tak bardzo odreagował że aż go zabolało. Wraca do domku nie mniej rozzłoszczony niż z niego wyszedł, żądny rewanżu. Tymczasem mała Masza, jak to zazwyczaj bywa, ma już dość z pozoru nudnej, szachowej rozgrywki i chce wrócić do zabawy z Króliczkiem. Na szczęście podrażniona ambicja Niedźwiedzia i Tygrysa zmusza ją do pozostania i dalszej gry. Gdyby juniorka nie została zmuszona poszła by beztrosko bawić się z kolegą i tyle by było z jej kariery.
I jak w życiu każdego szachisty przychodzi moment frustracji tak przyszła kolej na Niedźwiedzia. I tak jak wielu z nas, po zakończonej partii miał ochotę tylko krzyczeć. Co na to tłum? Wilki symbolizują ludzi nie związanych z szachami ani szachistami. Ich wymowny gest stuknięcia się w czoło doskonale oddaje opinie zwykłych ludzi o nas. Uważają szachistów za świrów i w sumie mają rację ;)

W końcu nastaje wieczór, juniorka wykończona ogromnym wysiłkiem kładzie się spać. A Tygrys z Niedźwiedziem zaszywają nosy w szachowej literaturze szukając recepty na świetną grę Maszy. Przypomina mi to sytuacje, kiedy przykładowo w czasie Mistrzostw Polski Juniorów, młody zawodnik po podwójnej rundzie, nie mając siły aby przygotować się na kolejnego rywala kładzie się spać, tymczasem trener długo jeszcze szuka recepty na następną partię, aby rano, w ekspresowym tempie pokazać podopiecznemu plan gry. W bajce jednak wielkie zwierzęta same szukają ratunku dla siebie. I znów, jak to często bywa, główne działania nie są wykonywane za pomocą szachowych figur, a raczej rozgrywane psychologicznie, pod konkretnego zawodnika. Schowali więc dziewczynce oba skoczki. Ale cóż z tego, skoro w nocy wypuścili wspaniały plan z rąk (a raczej z pyszczków) i Masza znów pokonała ich swoją szlagierową bronią.
Zakończenie bajki świetnie oddaje moc, z jaką szachy uzależniają prawdziwych pasjonatów. Niedźwiedź i Tygrys mimo solidnego batożenia zebranego od małej dziewczynki, ciągle chcą grać, wziąć rewanż. I mimo że stale przegrywają dalej chcą grać. Tak jak w życiu, prawdziwych szachistów z krwi i kości porażki nie zniechęcają, a tylko motywują do pracy. I wcale nie trzeba być arcymistrzem by pełnymi garściami czerpać z piękna szachów. 


W czasie ostatnich Świąt Wielkanocnych grałem w turnieju we Frydku-Mistku. W trzeciej rundzie trafiłem na przeciwnika około czterdziestki. Po niezbyt ciekawej partii zgodziliśmy się na remis, jednak wiele interesujących wariantów pozostało za kulisami, więc po uściśnięciu dłoni zaczęliśmy analizować . Była pora obiadowa, popołudniowa runda zbliżała się nieubłaganie, a my wciąż rozpatrywaliśmy boczne warianty. W końcu dołączyła do nas córka mojego przeciwnika, malutka dziewczynka, nawiasem mówiąc bardzo podobna do Maszy. Jednak tata odesłał ją do matki, mówiąc że analizuje i nie może teraz przestać. Po chwili dziewczynka wróciła i słodkich głosikiem mówi po czesku: „Tati, pojďme do pizzerku“, jednak ojciec dał jej banknot pięćsetkoronowy i odesłał do starszego brata, aby już szli a on później do nich dojdzie. Dopiero po trzeciej wizycie dał się odciągnąć od analizy, ale chyba tylko dlatego, że już sprawdziliśmy wszystkie możliwości. Chociaż to już nie święta, to życzę Wam właśnie takiej pasji dla szachów ;)



Koniec pisania, mam nadzieję że wystarczyłoby, aby zdać maturę z polskiego. Nie obędzie się bez partii, oczywiście w „taktychenko stajl“. Rozegrana w szóstej rundzie tego samego turnieju.
Spójrzcie:







Wybaczcie tak słabą analizę, ale nie o to dzisiaj chodziło. Bajka świetna, matura zdana, a tę sympatyczną partię potraktujcie jako prolog do następnej, opartej na tym samym motywie, jednak dużo bardziej szalonej, dużo bardziej w "taktychenko stajl" i co nie mniej ważne, z dużo lepszą obroną przeciwnika ;)

niedziela, 2 lutego 2014

Nakamurą być

Zapewne wszyscy widzieliście przykrą porażkę Nakamury z Carlsenem. Kto nie widział, niechaj patrzy:

Amerykański Samuraj wspaniale ograł Mistrza Świata. Carslen rozbił się o zasieki Nakamury na hetmańskim skrzydle, podczas gdy na królewskim sam został rozbity. No ale. Niestety aktualny trzeci ranking świata nie wytrzymał presji i nie dość że jednym ruchem wypuścił całą przewagę, to nieco później przegrał. Tak to już jest w tej naszej pięknej grze, że pomyłki się zdarzają i to na każdym poziomie. Internet grzmiał wczoraj na temat porażki Nakamury, pojawiło się mnóstwo komentarzy w stylu "na takim poziomie nie ma prawa być takich podstawek". Można zabronić podstawiać, ale to chyba nic nie zmieni :)


Hikaru, na pocieszenie spójrz na moja partię:



Zaledwie dzień później, "udało mi się" pójść w ślady trzeciego szachisty globu. Nie żebym się cieszył, no ale zdarzają się takie sytuacje. Nakamura przegrał z Mistrzem Świata, w niezwykle prestiżowym turnieju w Zurychu, natomiast ja, również z wyżej notowanym rywalem, w mniej prestiżowej, II-giej lidze czeskiej. Tym bardziej szkoda, że drużyna przegrała w stosunku 3,5-4,5 (w Czechach ligi rozgrywa się na ośmiu szachownicach). No ale cóż, jak już mówiłem, są takie sytuacje. Można ograniczyć ich występowanie, ale całkowicie nie da się tego wyeliminować. Nie pozostaje mi nic innego, jak pocieszać się, że poszedłem w ślady czołowego szachisty świata, a niech dla Nakamury pocieszeniem będzie, że ma takiego naśladowcę jak ja :)

Także podsumowując - bójcie się, bo gram jak Hikaru Nakamura!