Nie zgadniecie do czego doprowadziły mnie studia...
Otóż kiedy zacząłem się uczyć do nadchodzącej sesji, po 2 latach nieprzerwanej obecności, z mojego biurka zniknęły szachy. Została szachownice, jednak bierki musiały udać się na kilkutygodniowe wygnanie do kasetki. Ale nie martwcie się, dostały one przepustkę, aby wziąć udział w analizie.
Tak więc oto przed wami obiecana ostatnio partia. Lepszy przeciwnik, lepsza obrona, większa stawka, ale wariant ten sam. I wynik też. Były to Mistrzostwa Polski Juniorów do 18 lat, ostatnie w których mogłem brać udział. Pojechałem zmotywowany, przygotowany psychicznie i merytorycznie. Po łatwym zwycięstwie w pierwszej partii, w drugiej zostałem dobrany do Mirka Lewickiego. Jak wiadomo, początek turnieju jest bardzo ważny i z takim nastawieniem przygotowywałem się do partii. Usiadłem do szachownicy w bojowym nastroju, jednak takiego przebiegu zdarzeń nawet ja się nie spodziewałem. Spójrzcie:
Kolejna szalona partia, w której wszystko postawiłem na jedną kartę. Ale co tam trzy figury mniej, skoro mat kończy partię. To Zwycięstwo rozeszło się tak wielkim echem, że zanim zdarzyłem wrócić z sali gry do pokoju, osoba idąca w przeciwnym kierunku gratulowała mi, pomimo, że partia nie była transmitowana na żywo w Internecie. Podejrzewam, że właśnie to zwycięstwo pozwoliło mi utrzymać świetny poziom przez cały turniej. Przegrałem tylko z GM Kamilem "Turystą" Dragunem, ostatecznie kończąc zawody na 7 miejscu przy 20 startowym. A Internet grzmiał, m. in. na forum szachowe.pl, tutaj link do tematu.
Na początek przepraszam Was i samego siebie, za tak długą ciszę tutaj. Różne są sytuacje, brakowało mi po trochu wszystkiego aby stworzyć coś ciekawego, mam nadzieję że dziś stanąłem na wysokości zadania. Troszkę więcej tekstu niż zwykle, a to dla maturzystów, którzy dziś zmagali się z egzaminem z języka polskiego.
...
Tygrys
i Niedźwiedź rozsiadają się wygodnie w fotelach, starannie ustawiają drewniane
bierki na szachownicy. Tygrys podrzuca pionki. Niedźwiedź spogląda na
pomarańczowe, włochate łapy partnera i podejmuje decyzję. Wielki kot w prawej
dłoni schował białego pionka. Szybko obracają szachownicę. Niedźwiedź drapie
się po brodzie i już ma zaczynać rozgrywkę, gdy nagle…
Sam zobacz, naprawdę warto, poleca Kacper Polok:
Nie przejmuj się, że nie rozumiesz po rosyjsku, ja też nie
rozumiem. Podobno najlepsze szachowe filmy są po rosyjsku, więc czemu szachowa
bajka nie miałaby być?
Maturzyści dziś pisali maturę z języka polskiego, mieli do wyboru "Potop" lub
"Wesele". Żeby nie było im smutno i ja postanowiłem przeanalizować pewne dzieło i
niech to będzie ta bajka. "Masza i Niedźwiedź" (Ма́ша и Медве́дь) odc. 28,
bajka, która moim zdaniem spokojnie może konkurować z oskarowym obrazem „Gra
Geriego” (Geri’s Game). Rosyjska animacja, oprócz świetnego technicznie
wykonania, równie świetnie oddaje klimat szachów i całą jego otoczkę.
Przyjrzyjmy się po kolei: Tygrys i Niedźwiedź, dwoje
dorosłych, chcą sobie spokojnie rozegrać partię szachową. Rozsiadają się w
fotelach, ustawiają bierki, kiedy do pomieszczenia wpada dwójka głośnych
dzieciaków – tytułowa Masza i Króliczek. No i jak tu grać w takim hałasie? Toż to
niemożliwe. Sympatyczny Niedźwiedź bierze juniorów za fraki i delikatnie sugeruje
aby opuścili domek. Smutna dziewczynka spogląda ciekawie spod różowego
kapturka. Jak każde ciekawe świata dziecko nie mogła się oprzeć pokusie aby
robić to co dorośli w jej otoczeniu, tym razem były to szachy, choć nie miała
zielonego pojęcia o zasadach. Tygrys, uosobienie trenera odstępuje Maszy swoje
miejsce i szybko pokazuje dziewczynce jak poruszają się figury. Juniorka
oczywiście najbardziej upodobała sobie konika. I jak to w życiu bywa, dorosły
zlekceważył młodą adeptkę królewskiej gry. Pełna pasji Masza coraz lepiej sobie
radzi, a Niedźwiedź nie może się podnieść. Kolejna partia i kolejna, i
dziewczynka ciągle wykańcza przeciwnika, za każdym razem konikiem i za każdym razem
wykańcza rywala konikiem.
„Skaczi skaczi mój koooń” – od kiedy pierwszy raz zobaczyłem
tę bajkę, za każdym razem gdy biorę do ręki szachowego konika, słyszę w myślach
głos malutkiej Maszy. A mała zawodczniczka, nie tylko Niedźwiedzia, ale później
także Tygrysa okrutnie roztaktycza swoim konikiem. I znów nie trudno przeoczyć
związek z realnymi szachami – pomarańczowy zwierzak wyśmiał swojego niedźwiedziego
przyjaciela po porażce z „różowym kapturkiem”, a później sam musiał uznać jej
wyższość. Hehe, Tygrys uznaje ‘wyższość’ malutkiej dziewczynki, no cóż, zdarzają się i takie sytuacje. Szachy uczą
pokory, w tym przypadku solidną lekcję odebrał Tygrys. Ja sam, mimo że dalej
młody i zapalony do szachowej walki, powoli zaczynam się przekonywać o
prawdziwej sile młodości w szachach. Usiada naprzeciwko mnie junior, 12-14
letni i jedyne czego chce, to dać mi mata. Co z tego że jest mały i ma mały
ranking, skoro z ogromnym zapałem siada do szachownicy i szuka jakby tu mnie
pokonać. Dokładnie tak jak ja kilka lat temu. Szachy uczą pokory, w tym przypadku solidną
lekcję odebrał Tygrys. Zwróćcie jeszcze uwagę na reakcje zawodników po
wykonywanych posunięciach, bardzo podobne są do realnych zachowań w czasie prawdziwych
partii szachowych.
Zdenerwowany po niespodziewanej porażce Tygrys wychodzi z
domku niczym zawodnik z sali gry i odczuwa nieodpartą ochotę odreagowania, fizycznego
wysiłku. Tak bardzo odreagował że aż go zabolało. Wraca do domku nie mniej
rozzłoszczony niż z niego wyszedł, żądny rewanżu. Tymczasem mała Masza, jak to
zazwyczaj bywa, ma już dość z pozoru nudnej, szachowej rozgrywki i chce wrócić
do zabawy z Króliczkiem. Na szczęście podrażniona ambicja Niedźwiedzia i
Tygrysa zmusza ją do pozostania i dalszej gry. Gdyby juniorka nie została
zmuszona poszła by beztrosko bawić się z kolegą i tyle by było z jej kariery.
I jak w życiu każdego szachisty przychodzi moment frustracji
tak przyszła kolej na Niedźwiedzia. I tak jak wielu z nas, po zakończonej
partii miał ochotę tylko krzyczeć. Co na to tłum? Wilki symbolizują ludzi nie
związanych z szachami ani szachistami. Ich wymowny gest stuknięcia się w czoło
doskonale oddaje opinie zwykłych ludzi o nas. Uważają szachistów za świrów i w
sumie mają rację ;)
W końcu nastaje wieczór, juniorka wykończona ogromnym
wysiłkiem kładzie się spać. A Tygrys z Niedźwiedziem zaszywają nosy w szachowej
literaturze szukając recepty na świetną grę Maszy. Przypomina mi to sytuacje,
kiedy przykładowo w czasie Mistrzostw Polski Juniorów, młody zawodnik po
podwójnej rundzie, nie mając siły aby przygotować się na kolejnego rywala
kładzie się spać, tymczasem trener długo jeszcze szuka recepty na następną
partię, aby rano, w ekspresowym tempie pokazać podopiecznemu plan gry. W bajce
jednak wielkie zwierzęta same szukają ratunku dla siebie. I znów, jak to często
bywa, główne działania nie są wykonywane za pomocą szachowych figur, a raczej
rozgrywane psychologicznie, pod konkretnego zawodnika. Schowali więc
dziewczynce oba skoczki. Ale cóż z tego, skoro w nocy wypuścili wspaniały plan
z rąk (a raczej z pyszczków) i Masza znów pokonała ich swoją szlagierową
bronią.
Zakończenie bajki świetnie oddaje moc, z jaką szachy
uzależniają prawdziwych pasjonatów. Niedźwiedź i Tygrys mimo solidnego batożenia
zebranego od małej dziewczynki, ciągle chcą grać, wziąć rewanż. I mimo że stale
przegrywają dalej chcą grać. Tak jak w życiu, prawdziwych szachistów z krwi i
kości porażki nie zniechęcają, a tylko motywują do pracy. I wcale nie trzeba
być arcymistrzem by pełnymi garściami czerpać z piękna szachów.
W czasie ostatnich Świąt Wielkanocnych grałem w turnieju we
Frydku-Mistku. W trzeciej rundzie trafiłem na przeciwnika około czterdziestki.
Po niezbyt ciekawej partii zgodziliśmy się na remis, jednak wiele
interesujących wariantów pozostało za kulisami, więc po uściśnięciu dłoni
zaczęliśmy analizować . Była pora obiadowa, popołudniowa runda zbliżała się nieubłaganie,
a my wciąż rozpatrywaliśmy boczne warianty. W końcu dołączyła do nas córka
mojego przeciwnika, malutka dziewczynka, nawiasem mówiąc bardzo podobna do
Maszy. Jednak tata odesłał ją do matki, mówiąc że analizuje i nie może teraz
przestać. Po chwili dziewczynka wróciła i słodkich głosikiem mówi po czesku: „Tati,pojďmedo pizzerku“, jednak ojciec
dał jej banknot pięćsetkoronowy i odesłał do starszego brata, aby już szli a on
później do nich dojdzie. Dopiero po trzeciej wizycie dał się odciągnąć od
analizy, ale chyba tylko dlatego, że już sprawdziliśmy wszystkie możliwości.
Chociaż to już nie święta, to życzę Wam właśnie takiej pasji dla szachów ;)
Koniec
pisania, mam nadzieję że wystarczyłoby, aby zdać maturę z polskiego. Nie
obędzie się bez partii, oczywiście w „taktychenko stajl“. Rozegrana w
szóstej rundzie tego samego turnieju. Spójrzcie:
Wybaczcie tak słabą analizę, ale nie o to dzisiaj chodziło. Bajka świetna, matura zdana, a tę sympatyczną partię potraktujcie jako prolog do następnej, opartej na tym samym motywie, jednak dużo bardziej szalonej, dużo bardziej w "taktychenko stajl" i co nie mniej ważne, z dużo lepszą obroną przeciwnika ;)
Zapewne wszyscy widzieliście przykrą porażkę Nakamury z Carlsenem. Kto nie widział, niechaj patrzy:
Amerykański Samuraj wspaniale ograł Mistrza Świata. Carslen rozbił się o zasieki Nakamury na hetmańskim skrzydle, podczas gdy na królewskim sam został rozbity. No ale. Niestety aktualny trzeci ranking świata nie wytrzymał presji i nie dość że jednym ruchem wypuścił całą przewagę, to nieco później przegrał. Tak to już jest w tej naszej pięknej grze, że pomyłki się zdarzają i to na każdym poziomie. Internet grzmiał wczoraj na temat porażki Nakamury, pojawiło się mnóstwo komentarzy w stylu "na takim poziomie nie ma prawa być takich podstawek". Można zabronić podstawiać, ale to chyba nic nie zmieni :)
Hikaru, na pocieszenie spójrz na moja partię:
Zaledwie dzień później, "udało mi się" pójść w ślady trzeciego szachisty globu. Nie żebym się cieszył, no ale zdarzają się takie sytuacje. Nakamura przegrał z Mistrzem Świata, w niezwykle prestiżowym turnieju w Zurychu, natomiast ja, również z wyżej notowanym rywalem, w mniej prestiżowej, II-giej lidze czeskiej. Tym bardziej szkoda, że drużyna przegrała w stosunku 3,5-4,5 (w Czechach ligi rozgrywa się na ośmiu szachownicach). No ale cóż, jak już mówiłem, są takie sytuacje. Można ograniczyć ich występowanie, ale całkowicie nie da się tego wyeliminować. Nie pozostaje mi nic innego, jak pocieszać się, że poszedłem w ślady czołowego szachisty świata, a niech dla Nakamury pocieszeniem będzie, że ma takiego naśladowcę jak ja :)
Także podsumowując - bójcie się, bo gram jak Hikaru Nakamura!